Fabuła? XD
Obudziłam się. Czułam otulające mnie ramię Cassida.
Poczułam coś jeszcze.
Bede rzigoła...
Wyrwałam się szybko z uścisku Cassa.
Po kilku sekundach pobliska flora wzbogaciła się o żarcie, którego jeszcze nie zdążyłam strawić...
Splunęłam. Byłam głodna w cholerę.
- Cast...? - usłyszałam pytający głos Cassida.
- Jest ok... - odpowiedziałam bez przekonania. Nie, wcale nie jest okej. Jest cholernie chujowo. Zachciało mi się płakać. Po chwili znowu głód dał się o sobie znać...
- Nie, nie jest dobrze! Jestem głodna! - moje wołanie musiało brzmieć ciutkę jak dziecko krzyczące o żarcie, ale miałam na to trochę wylane...
- W sumie jak spałaś, to zebrałem trochę jagód... - Cassid znowu zabrzmiał dość niepewnie.
- DAWAJ JE! - krzyknęłam, jakbym usłyszała, że wykopał nieskończoną torbę złota. Rzuciłam się w jego kierunku z wyrazem takiego głodu, że chyba przestraszył się o swoje życie. Wystawił przed siebie coś w rodzaju wora, w którym znajdowały się jagódki i jakieś inne pierdoły. Garściami wpychałam sobie słodkie owoce do ust i jadłam je niemal w galopie.
Musiałam wyglądać strasznie, albo komicznie. Nagle zabrakło owoców...
- Nie ma. - powiedziałam płaczliwie i zwinęłam się w kulkę, przeżywając okropnie brak jakiegokolwiek żarcia w pobliżu. Nagle powrócił gniew.
- DLACZEGO NIE ZEBRAŁEŚ WIĘCEJ??! JESTEM GŁODNA! - kolejny raz wrzasnęłam. W sumie nie do końca byłam świadoma, jak to wyglądało... Ale Cassid chyba stwierdził, że zastanawianie się nad tym nie przyniesie mu dobrej przyszłości.
- P-pójdę poszukać jedzenia.
- Kocham cię! - powiedziałam całkiem szczerze, zadowolona z tego, że będę miała co jeść i że Cassid jest dla mnie miły. Gdy zniknął za drzewami, ponownie zaczęłam płakać, że mnie opuścił i że nie mam się do kogo przytulić, a potem wyklinałam go, że poszedł sobie ode mnie i pewnie nie wróci, skurwiel... Po chwili jednak byłam szczęśliwa, bo w sumie była dla mnie całkiem miły. ALBO NIE, MOŻE ON TYLKO LUBI MNIE GWAŁCIĆ??! Tak... Na pewno mnie nie kocha... Idę sobie zrobić krzywdę... Chociaż nie! On chyba idzie! Tak, idzie z jedzeniem! Jedzenie! Cassid! Nie wiem, co lepsze!

***

"Ta kobieta albo ma okres, albo serio ma dzieci... Cholera jasna by to wzięła..." - pomyślał Cassid, przeszukując pobliskie chaszcze w poszukiwaniu owoców i drobnych zwierząt. Przy okazji zjadł trochę owoców, bo wątpił, żeby Castaneis cokolwiek dla niego zostawiła, zwłaszcza jak znowu będzie wkurzona i rzuci się na jedzenie z furią godną berserka.
"Kurwa mać, niech ona wreszcie wróci do normalności... Jak to potrwa te chędożone... Ile? Pięć? Dziesięć? Walić to, nieważne. Ileś miesięcy to potrwa... Jak ona tak będzie szaleć cały czas, to ja tu chyba samobójstwo popełnię..." - stwierdził Cassid, wracając do miejsca, gdzie zostawił Cast.


  PRZEJDŹ NA FORUM