Fabuła? XD |
- Mówię o bezsensie walki w obecnej chwili, nie w ogóle. - odpowiedziałam bezemocjonalnie. Anielica chyba nie do końca zrozumiała moje intencje... I chyba nie do końca pamiętała, co stało się z tymi "buntownikami" sprzed 8 lat. W sumie ja również wolałabym nie pamiętać tego, co widziałam na własne oczy. Byłam wtedy siedmiolatką. Głupią, naiwną siedmiolatką, która myślała, że wszystkie istoty na tym przesiąkniętym niesprawiedliwością świecie są sobie równe... i że chcą takie być. Moi rodzice próbowali przede mną ukryć całe zło tego świata, ale... Budzi mnie wycie wilka Nie zrywam się z łóżka "To tylko głos lasu..." - myślę i próbuję ponownie zasnąć Wrzask kobiety Zrywam się z posłania jak rażona piorunem - Zostań, Cast. - słyszę głos taty Zastygam wpół ruchu Mój tato otwiera drzwi... Jego ciało przeszywa pika Krew i ciało rozbryzgują się na podłogę Krzyk mamy Agonalne westchnienie taty - Uciekaj! - Jedyna myśl "..." Brak myśli Mama biegnie do drzwi Bez broni Daje mi czas Ja... Topór wbija się w jej bok Krew tryska Krew sika "Uciekaj!" Własnym ciałem wybijam szybę Uciekam Wioska wyłożona trupami Muchy bzyczą Kruki kraczą Martwe ciała milczą Moje oczy łzawią Uciekam na oślep Uciekam... Nie ma ucieczki "Uciekaj!" Uciekam Nie mam szans Psy gończe Gonią Czują Zabiją! "Uciekaj!" Potem... Zarabianie w każdy, niekoniecznie moralnie dobry, dostępny sposób, dalsze ucieczki, próba zapomnienia. Nigdy tak naprawdę nie zapomnę, co się stało... I nigdy tak naprawdę nie wybaczę ludziom... A także tak zwanym "rebeliantom", którzy sprowadzili śmierć na własnych pobratymców. Jeśli już ludzi zniszczyć, to jednym ciosem... I wypalić ich cywilizację do szczętu, żeby nie byli w stanie jej odbudować, żeby żaden z nich nie przeżył, żeby... Marzenia. Anielica postawiła mnie na ziemi. Chciałam poprosić, żeby mnie nie zostawiała tutaj, ale... Bądź silna, dupo. - W... porządku... - prawie szepnęłam. Głos łamał mi się dość wyraźnie, ale ciało nie pokazywało, co dzieje się w środku. Tylko głos, ten zdrajca. - Znajdź drogę, o naiwna... - powiedziałam to tak cicho, że nie miała prawa tego usłyszeć, po czym podeszłam do najbliższego drzewa i usiadłam pod nim. Miałam kilka ran na brzuchu i kilka szram na ramieniu. Nawet gdyby się zapaskudziły, nie mogłabym jeszcze o tym wiedzieć. - Człowiecza mać... - splunęłam i podczołgałam się do pobliskiego strumyka. Chciałam stracić jak najmniej energii. Zdjęłam z siebie górną część skóry. Moja klatka piersiowa była osłonięta jakimś rodzajem sukna, które w obecnej chwili zdjęłam. Przy pomocy tegoż sukna sporządziłam opatrunek uciskowy na ranę na ramieniu. Rany brzucha to była już trochę gorsza sprawa. Mogłam się jedynie modlić do jakiegoś anonimowego boga, żebym się nie wykrwawiła na śmierć przez te chędożone urazy. Za sobą usłyszałam jakieś kroki. Zerwałam się. Zasłoniłam się lewą ręką, a prawą chwyciłam za miecz. - Ktoś ty? - |